Współczesna patologia blogowa
……………………………………………………………………………………………….
Blogowanie bez granic rozsądku.
Jedną z cech człowieka jest ciekawość. Łatwo ją zaobserwować u dzieci – zaglądają do szuflad, do torebek, zadają niedyskretne pytania. Dorastając uczymy się chronić prywatność oraz szanować ją u innych. Ciekawość powoduje, że chętnie podglądamy życie innych (tak jak w Big Brother lub Truman Show). Niektórych ludzi cechuje mniej lub bardziej nasilony ekshibicjonizm, co oznacza, że chętnie i zbyt otwarcie upubliczniają swój prywatny świat. Bywają ludzie, którzy potrafią „sprzedać” prywatność, co można zaobserwować w coraz obszerniejszym świecie blogów parentingowych. Nie chcę analizować dlaczego tak się dzieje , skupię się na możliwych skutkach psychologicznych u dzieci (gdy dorosną!), o których się bloguje. W ostatnich latach nastąpił „wysyp” mam blogujących. O rodzinie, o dziecku, o codzienności, o swoich problemach. Niektóre z nich robią to, w moim odczuciu, bez zachowania granic prywatności. Jasne, że każdy z nas ma inne poczucie granic, ja posługuję się pojęciem granicy rozsądku.
Myślę z troską o dzieciach, które w przyszłości będą się musiały zmierzyć z tym, że mama opisywała szczegółowo wiele ich oraz swoich prywatnych spraw, takich jak choroby (nawet przewlekłe), życie rodzinne, emocje, przeżycia etc. Jak z tym problemem poradzi sobie nastolatek? Jak jego koledzy wykorzystają wiedzę z bloga przeciwko niemu? To się okaże w przyszłości, a wiadomo, że młodzież potrafi być okrutna.
Myślę, że warto uświadomić sobie fakt, iż to co wrzuci się w internet pozostaje tam na zawsze. Czy jako dorosły człowiek nie będzie chciał/chciała odciąć się od swej blogowej przeszłości ? Jak to wpłynie na jego relacje z rodziną, na karierę zawodową? W jaki sposób zareaguje osoba, która jako dorosły/a będzie pragnęła chronić swą prywatność, a nie miała wpływu na to o czym blogowała jego/jej mama? Wyobrażam sobie przyszłego „biznesmena”, którego „perypetie rozwolnieniowe” lub „proces odpieluszkowywania” skrupulatnie dokumentowała na blogu jego mama. Jak przyszły nauczyciel będzie budował swój autorytet, gdy w Internecie będzie można przeczytać jakim niesfornym i niezbyt rozgarniętym dzieckiem był w młodości? Przykłady można mnożyć w nieskończoność.
Chowam się w szafie, Elżbieta
Nigdy nie pomyślałam w ten sposób, pewnie dlatego, że to co ewentualnie o dzieciach zapisuję na blogu (mało tego jednak) to krótkie anegdoty, które właśnie próbuję utrwalić w ten sposób. Ostatnio na przykład:
Jadźka zajęta w kuchni, przybiega bardzo z siebie zadowolony starszy Junior z wielką śrubką w ręce:
Jadźka: Coś się stało?
Junior: Mama, a telewizor będzie się trzymał jak tej śrubki nie będzie?
Coś co chcielibyśmy zapamiętać, a jednak z upływem czasu umyka. Teraz nawet po kilku latach dokopuję się do swoich zapisów i śmieję w głoś, bo zdążyłam zapomnieć. Wg to lepsze niż zdjęcia. Dostaną te wszystkie zapiski w prezencie, gdy dorosną. Myślę, że te moje wpisy nie są ani wstydliwe ani ogołacające, nie zdaję relacji z rzeczy, które mogą doprowadzić moje Juniory do konsternacji. Zresztą małżon na bieżąco blog czyta, i wszystko co mogłoby być przyczyną zażenowania na pewno zostałoby usunięte – może my, w tym swoim ekshibicjonizmie, zatracamy te granice nieświadomie?
Jadalno! Można blogować o rodzinie w sposób racjonalny, o którym w swoim wpisie wspominasz 😀 Śmieszne anegdoty to nic złego. Chodzi nam o nie przekraczanie tych cienkich granic dobrego smaku i przesady. Pozdrawiamy 😀
Dla mnie takim właśnie blogiem są Makóweczki. Mama wprowadziła do bloga całą rodzinę i przyjaciół. Trochę to śmieszne. BAARDZO lubiłam tego bloga za stylówki itp. Ale odkąd mama zaczęła lansować siebie, męża, babcię, dzieci itp. Przestało mi się to podobać.
MamaJ mam takie samo wrażenie… ostatnio nawet mama Makóweczka poinformowała kilka tysięcy „fanów” że ma okres… WTF?? To przekracza wszelkie granice intymności… tega nie da się już czytać… szkoda…
No szkoda, ale cóż zrobić. Dla kasy wszystko. Ja jakoś wcześniej sądziłam,że tylko mi się wydaje, ale nie. Mama nie pokazuje nic po za tym,że siedzi w domu, wydaje kasę zarabianą przez męża,masę rzeczy dostaje w prezencie. Swoim blogiem nic nie wnosi. Nie inspiruje. Nie pokazuje super pozycji książkowych, pomysłów na spędzenie czasu z dzieckiem, nie ma polotu pisarskiego. I to nie jest złośliwe. Ja naprawdę czytałam tego bloga od początku właściwie i widzę jak się zmienia..aż chciałoby się powiedzieć stacza po równi pochyłej. Przykre to. Lepiej,żeby mama została przy stylówkach, modzie, bo fajnie jej to wychodziło. Teraz pokazuje, to kupiłam w zarze, to tu, to tu..wszystko cholernie drogie,mało inspirujące.Do tego nie podoba mi sie takie totalnie rozpanoszenie jej w necie. Nie masz prawa krytykować, bo jest wojna, jest antyreklama, jest wielka nagonka. Przykre to,ale co zrobić?Mama się zagalopowała i mam wrażenie,że zgubiła gdzieś ideę fajnego dzieciorowego bloga. A można? Można, tak jak Zezuzulla, Klocek i Kredka itp.
Dodam jeszcze,ze czytanie o odpieluchowaniu jest naprawdę fajne, jeśli ktoś ma dobre rady. Ale tak jak przeczytałam to na Makóweczkach…że dobrze,że dziecko odpuściło, bo matce nie chce się babrać w moczu. Kurczę…kobieta jeździ po różnych spotkaniach blogowych mam,uważa sie za specjalistkę, a nie widzi,że robi krzywdę córce takimi komentarzami???
Ja uważam tak – wolność Tomku w swoim domku. Możemy się na coś nie zgadzać, coś potępiać, ale może nie od razu oceniać?
Ja blogując na początku pisałam dosłownie o każdym pierdnięciu mojego dziecka. Teraz wiem, że nie tędy droga i że potrafię wnieść coś więcej.
A jeśli chodzi o Makóweczki, a raczej o niesmaczną dyskusję w komentarzach – dlaczego nie powiecie Marlenie tego osobiście? Tylko na innych blogach ją obsmarowujecie?
Droga Potworo Wózkowa poruszyłyśmy dziś temat, który dotyczy niepokojącego zjawiska, coraz szerszego w sferze blogowej. Zdajemy sobie sprawę, ze może to dotknąć wiele blogujących mama, które są Wam bliskie, które Wy znacie, których wpisy czytacie. Nie odnosimy się do konkretnych osób ani blogów. Jednak nie usuwamy komentarzy, bo wszystkie są dla nas ważne. Na tym polega dialog blogowy. Pozdrawiamy serdecznie Crazy J&Z
Wiesz Potworo, ja na miejscu Marleny nie publikowałabym negatywnych komentarzy i nie czytałabym „konstruktywnych” maili od nie wiadomo kogo, bo rzadko takie maile są podpisane, zresztą ona doskonale wie, co publikować, a czego nie.
Tylko jest tego właśnie taki minus, tak zwanej blogowej cenzury w komentarzach – czego nie uda nam się powiedzieć wprost lub na blogu, powiemy innym. Stare jak świat i nie ma o co się burzyć. Tak myślę.
Hmm…odniosę się do komentarza,że dyskusja jest niesmaczna, dlaczego? Nie mam kontaktu z Panią Marleną,ale mam wrażenie,że nie jest to osoba gotowa do wysłuchania krytyki, do zmierzenia się z tym w racjonalny sposób. Skąd wniosek?A no stąd,że czytuję tego bloga od roku i widzę, obserwuję. Tak jak napisałam, po jakiejkolwiek krytyce pojawia się cała fala nagonki. Ja naprawdę nie hejtuję. Nie mogłabym, bo czytuję teg bloga. Przykro mi tylko,że zmienił się w taki sposób. I fajnie byłoby gdyby Mama Makówek przyłączyła się do dyskusji. Napisała do czego dąży, jak ona to widzi. Bo może to ja się mylę. Ale skoro wolność Tomku w swoim domku, to każdy ma prawo też mieć swoje zdanie na każdy temat. A w momencie wkroczenia do blogosfery przestajesz być osobą prywatną,zwłaszcza jeśli tak jak Pani Marlena wprowadzasz do niego całą rodzinę, podłączasz instagram, który pozwala śledzieć wszystkim każdy moment Twojego życia. Nie dając sobie odpoczynku nawet w takich momentach jakimi są wakacje. No przykro mi, taka jest moja opinia i nic na to nie poradzę.
Cóż, dzieciaki na nocniku, gołe w wannie. Bardzo barwne opisy okraszone zdjęciami które wiele (lub nic) do domyślenia nie zostawiają. Jeszcze niektóre mają do tego chociaż fajny język, który powoduje śmiech.
Cóż, parcie na szkło. Takie blogi szybko zdobywają popularność, szczęście w nieszczęściu zazwyczaj dość szybko się wyczerpują.
Zazwyczaj uciekam z takich blogów szybko, bo ile można? Ale czasem tak pomyślę, pójdzie dzieciak do szkoły… Jeden, drugi kolega wyszuka, przeczyta i potem jest wielkie wyśmiewanie. Dzieci są okrutne, a w to że za parę lat nie będą szukać o sobie informacji w sieci nie wierzę.
Masz rację. Choć może i ja blogując czasami zapuszczam się w niebezpieczne tematy to jednak staram się robić wszystko, by moje dziecko nie poczuło się urażone i nie miało do mnie żalu o to co napisałam u siebie. Pewne tematy właśnie dlatego opuszczam i co raz bardziej rozwijam strefę mamy. Przecież matki to też kobiety a wiele osób o tym zapomina. Zapraszam również do siebie i pozdrawiam gorąco!
Chyba muszę przejrzeć mój blog. sama ostatnio pisałam o odpieluchowaniu. Jednak uważam za gruba przesadę podawać za przykład, że kolega ze szkoły oszuka bloga i będzie się naśmiewał. Zdjęcia, opisy codziennych wydarzeń, komentarze do dnia codziennego swojej rodziny są nagminne. to nie są wyjątki, wyjątki to głosy takie jak ten w tym poście. W każdym razie nie trafiłam na więcej.
Jednak komentarz psychologa mnie rozłożył na łopatki. O nauczycielu czy biznesmenie. Każdy z nas był mały i szczerze mówiąc razem z moją mamą żałujemy, że 40 lat temu nie było takich możliwości jak teraz, że mojej mamie nie przyszło do głowy, żeby pisać pamiętnik. to co my, mamy, zapisujemy o dzieciach, o rodzinie, to jest kopalnia wiedzy na późniejsze lata. Móc przeczytać o swoich nowych umiejętnościach, rozwoju, a nawet o kupce i pieluszce. no ludzie, jeśli przyszły nauczyciel, brałby zbyt poważnie do serca swoje dzieciństwo i chciałby się od niego odciąć, to mam poważne wątpliwości czy powinien tym nauczycielem być. Każdy z nas przechodził, przechodzi choroby, etapy odpieluchowania, wszystko to dotyczy i dotyczyć będzie KAŻDEGO człowieka, więc czy na pewno jest to aż tak złe? Ja mam wątpliwości, choć nie ukrywam, że wiele dało mi do myślenia. Jednak nie dajmy się zwariować.
Pamiętnik piękna sprawa, niesamowita pamiątka…pytanie czy musi być publiczny?
I to jest bardzo dobre pytanie. Przyznaję, że piszę dla rodziny dalszej i bliższej, dla znajomych, ale tez i cieszą mnie komentarze obcych ludzi. staram się pisać humorystycznie o dniu codziennym, omijam problemy rodzinne, pisze raczej o jasnej stronie naszego rodzinnego życia. I dzięki Twojemu pytaniu ja zadaje sobie pytanie czy umiałabym teraz (po 2,5 latach pisania) zrezygnować i pisać blog zamknięty. I na tą chwilę nie znam odpowiedzi. może kiedyś…
Prowadzenie pamiętnika domowego nie mobilizowałoby mnie tak jak blog. Do tego celu staram się robić lepsze zdjęcia i staranniej opisywać różne sytuacje. I muszę to robić w miarę regularnie. Treść do tzw. szuflady na pewno wyglądałaby inaczej i składałby się z nieregularnych fragmentów… Poza tym rodzina i znajomi ciągle dopytują o Dziewczynki i na bieżąco proszą o ich zdjęcia. Do tego celu blog też jest bardzo praktyczny.
Witam, z chęcią przyłączę się do tej dyskusji, bo temat, które poruszyłyście dotyczy również mnie. Od 3 miesięcy prowadzę bloga o moich Bliźniaczkach i od samego początku biję się z myślami i zastanawiam, czy dobrze zrobiłam. Przy planowaniu kolejnych wpisów powtarzam sobie jak mantrę, że ma to być w przyszłości pamiętnik dla moich Córek. Chciałabym, żeby czytając go w przyszłości, cieszyły się z takiej pamiątki i z chęcią po nią sięgały. Żeby ten blog i jego konsekwencje były dla nich tylko pozytywne. Z drugiej strony jest internet, który przyjmie wszystko, cokolwiek napiszesz i czekający na więcej szczegółów „fani”. Ja też już poczułam smak pokusy, żeby pisać więcej i częściej -a co za tym idzie poruszać coraz bardziej prywatne sprawy życia codziennego. Dlatego też, tak jak Wiola, wprowadziłam na bloga siebie, żeby opisywać i pokazywać rzeczy i sytuacje, które nie dotyczą bezpośrednio moich Dzieci. I co ważne, jestem gotowa w każdej chwili zakończyć blogowanie, jeśli tylko poczuję, że nam szkodzi. Dlatego ostrożność i rozsądek są w tym temacie jak najbardziej wskazane. Dzięki za ten wpis!
To nie jest tak że jak zaczyna się pisać bloga to zaraz czytają go miliony. Może mamy – blogary nie mają później świadomości że wyznania o chorobie dziecka czy jego kłopotliwych przypadłościach czytają obcy ludzie z drugiego końca Polski. Bloga nie trzeba upubliczniać, można go pisać dla siebie, dziecku pokazując po latach. Takie informacje nie są później dostępne w internecie.
Ostatnio pojawił się serwis kidla.pl (to nie jest kryptoreklama!). Co prawda dotyczy tylko dzielenia się zdjęciami ale użytkowników, którzy je widzą wybiera sie samemu – nie wiem czy są takie platformy blogowe ale może warto przemyśleć ich powstanie? Bloga można udostępniać tylko bliskim i rzeczywiście opisywać wtedy co się chce.
Powiem tyle..obserwując dyskusję na fb…śmieję się tylko, bo to co napisałam o Makówkach potwierdza się tylko. Do ataku przystąpiła Pani Marlena i jej mąż z tego widzę,wnioskuję po nazwisku. Jeśli ta dyskusja jest niesmaczna, to nie wiem jak nazwać, określanie ludzi mianem „szarych mas”, niedouczonych itp. Zabawne to jest. I naprawdę, niektórzy nie pojmują konstruktywnej krytyki. Nikt z nas nie jest świętą krową, nie jest tak,że coś jest czarne,albo białe, nie jest tak,że my wiemy najlepiej,bo ktoś nas szkoli,bo edukujemy się w danym kierunku. Zresztą co innego wiedza na temat tego co w sieci pozostaje, a co innego przekraczanie granicy prywatności swoich dzieci. A ta w przypadku tegoż i i kilku innych blogów została zatarta.
+100 do trafności
Przykre…no przykre…jak ktoś komuś mówi,że nie ma o czymś o kimś pojęcia. Skąd Pani Marlena wie,że Pani, która pisze o USA, nie ma o tym kraju pojęcia?! Litości!!! Bo spędziła tam czas jakiś na wymianie międzynarodowej? A może Pani pisząca o USA, spędziła tam pół życia. Kurczę…to jest takie nie do końca jasne dla mnie, dziwne i niesmaczne przekonanie o własnej wyższości. Jak można życ z przeświadczeniem,że ludzie nas otaczający to idioci?! I oni nie robią nagonek medialnych. Eh…naprawdę. Żal…po prostu żal mi tych dzieciaków. Bo w to,że będą pewne siebie to wierzę. Obawiam się tylko,że będą za pewne siebie i skoro rodzice wychowani bez medialnego blichtru są takimi ludźmi, to nie chcę myśleć jakie będą dzieci.
Słuszne uwagi zawarte są w tym poście. Jestem przewrażliwiona na punkcie intymności i prywatności. Dlatego bloga piszę skupiając się przede wszystkim na sobie jako matce. Mam to dzięki moim studiom pedagogicznym. Dziecko nie potrzebuje odzierania z intymności od maleńkości. Chronię jej wizerunek, nie pokazując całej twarzy, zapewne z tego względu nie jestem popularna 😉 Pisząc bloga trzymam się pewnych zasad których nie przekraczam. Oczywiście poruszam wiele tematów kontrowersyjnych ale dotyczą one mnie samej. Otwarcie przyznając się do swoich błędów i słabości 😉
Bardzo żałuję że nie ma tutaj opcji „lubię to” , bo bardzo ale to bardzo lubię wypowiedzi MamaJ. W 100 % się zgadzam ! Nie sądzę żeby to co Pani pisze dotarło do Pani Marleny, ale próbować nie zaszkodzi 😉
Co do upowszechniania treści o życiu naszych dzieci.. to fakt może nie będziemy wiedzieć jaka będzie przyszłość, ale możemy domniemać tylko że bardziej kolorowo nie będzie.. Bo skoro już teraz dzieci nawet w pierwszej klasie potrafią być dla siebie okrutne, to co co będzie za 5-10 lat? zmieni się coś? jak tak to tylko na gorsze niestety ..
Ile dzieci , nastolatek , nie tylko w Pl popełniło samobójstwo z powodu okrucieństwa rówieśników? Za szykanowanie w internecie? Ja w ostatnim czasie kojarzę 3 takie sprawy.. o trzy za dużo.. po co dawać pożywkę takim dzieciakom? Przecież to podawanie na tacy historii do naśmiewania się , a jak wiemy dzieci nawet z tak błahej sprawy jak robienie kupy potrafią zrobić historię że hoho. A co jak będą się naśmiewać z mamy która pisała takie rzeczy, i jej dziecko stanie w jej obronie (naturalne), i do tragedii jeden krok..
Pamiętajmy że w sieci nic nie ginie…
To o czym piszemy to jest decyzja każdej z nas. nie nam to oceniać i nie do nas należy gdybanie ” jak cudze dzieci odczują to za 20 lat”.
Żadna matka nie chce źle dla swojego dziecka i myślę,że taka nagonka jest trochę niefajna.
Nie oceniajmy decyzji innych.
To co Marlena pisze na swoim blogu to wyłącznie jej sprawa.
Mamy blogerki tymbardziej nie powinny tak „atakować” bo przecież same piszą o swoich dzieciach.
Może skupmy się na sobie,swoich dzieciach i bardziej pilnujmy po prostu co zamieszczemy na blogu zamiast krytykować innych?
Magda, to nie jest jej sprawa, bo ona nie pisze tylko o sobie, ale też o swoich dzieciach, które są odrębnymi istotami.
rzadko czytam blogi, raczej oglądam, ale tu przeczytałam wszystko włącznie z komentarzami:)
No tak.Mam ich mase.Pisanych dla siebie,pisanych dla dziewczyn moich..aleTO TYLKO DLA MOICH I ICH OCZU te grube knigi pismem lekarskim dziergane są..jesli ktos zaczyna pisac,potem(celowo bądz nie!) staje się blogrobrytą(ehh ten mój polot młota pneumycznego;) to musi się liczyc ze dla jednych bedzie bóstwem dla innych czytadłem a dla jeszcze innych będzie nie do strawienia…Nie mniej-zawsze będzie poddany pod ‚osąd” publiki…Myśle że z czasem,wraz ze wzrostem popularnosci,profitów itp..wiele mam blogerek się podpisze,pod tym,ze „Paryz wart jest mszy” i będzie zachwalac i epatowac srodkiem na mole..Takie zycie.To my wybieramy czemu jestesmy wierni….
Ja do p.Marleny wysłałam swojego czasu wiadomość na fb z zapytaniem, czy pomyślała. co będzie czuła jej córeczka, gdy jako nastolatka dowie się, że najbliższa jej osoba opisywała na publicznym blogu jej intymne sprawy. No i p.Marlena zupełnie nie widzi problemu, a mnie nazwała „zjadliwcem”, który uparcie udowadnia jej, że nie ma racji.
A ja napiszę tak – ludzie są różni. To, co dla jednych jest niedopuszczalne (w obojętnie jakiej sferze życia), innym w ogóle nie przeszkadza. Skąd macie pewność, że dzieci blogerek będą czuły się pokrzywdzone? Przecież to subiektywne odczucia każdego z nas. Mi osobiście nie przeszkadzałoby, gdyby 20 lat temu moja mama pisała bloga i wrzucała na niego zdjęcia (wyłączając te na golasa, rzecz jasna). Wręcz przeciwnie – cieszyłabym się, że mam taką fajną pamiątkę.
Mój syn ma teraz 7 lat, a bloga prowadzę od 2009 roku. Oczywiste jest dla mnie, że z czasem eM będzie pojawiał się w postach i na zdjęciach coraz rzadziej. Już teraz pytam go o zgodę na publikację wpisu o czymś, co go dotyczy, już teraz sam decyduje, które zdjęcia mogę opublikować.
Nie twierdzę, że przeciwnicy blogów o dzieciach nie mają racji. Myślę tylko, że coraz częściej ludzie widzą problem tam, gdzie go być może wcale nie ma i nie będzie.
Wiecie co…ja myślę, że wiele jestem w stanie zrozumieć, intymność intymnością…
ale razi mnie jedno – że Pani Makóweczka patrzy już tylko i wyłacznie przez pryzmat swojej osoby i swoich statystyk. Nie bacząc na to co dzieje się dookoła. Jak można publicznie wygłaszać teorie, które wpływają na bezpieczeństwo innych. Szerzyć działania niezgodne z prawem, zagrażające życiu innych – np zostawianie małego dziecka samgo w domu/na dworze. Zachecajac w swoim poscie do takich działań, ponosi się zbiorową odpowiedzialność – ileż to osób czytając rzekomy wpis Pani M sie nim zasugerowało? – Widać to choćby po komentarzach. (tak Pani M jawnie przyznała niegdyś, że uczestniczy w warsztatach o treści „jak zmanipulować czytalnikow bloga”) i nie ulega wątpliwościom, ze ma rzesze popleczników, których inspiruje, nie tylko dzialanoscia modowa… Rozumiem, że każdy ma prawo mieć inne priorytety, prawo myśleć i robić inaczej. Ma prawo wyrazic swoje zdanie. Ale decyzje wychowawcze rodziców, wygłaszane w miejscach publicznych ( na otwartym dla wszytkich blogu) musza liczyć się z reakcją. Zwłaszcza jeśli są to tematy kontrowersyjne. Liczyć się z reakcją czasem niepochlebną. Pani Makóweczka takowej na swoim blogu nie przyjmuje, tylko szuka poklasku. Krytykuje ‘hejterow’, samemu robiąc to samo – hejtujac innych, bo czymże sa wpisy o niepostępowej zaściankowej szarej masie, bojażliwych wycofanych dzieciach…zamknietych na swiat, uczepionych maminej spodniczki.
No właśnie to obrażanie innych rozkłada mnie na łopatki. Ciągłe pisanie do ludzi, swoich czytelników nawet,że ja nie wiem kim jesteś, może Ty LO nie skończyłaś? Albo krytykujesz bo może jesteś fanką białych kozaczków? Kurczę, a może ktoś kto nie skończył LO, jest mądrzejszy od utytułowanego profesora? A może ktoś nie tyle jest fanem białych kozaczków, co ma inne wyczucie estetyki? I skoro blog to jej twierdza, jej dom…to po cholerę statystyki? Po co robić na tym biznes? To takie nabijanie nieco mniej kumatego czytelnika w butelkę. Udajemy,że to absolutnie rodzinny blog itp. Z drugiej strony czerpiemy z niego profity. A wiadomo,ze skoro czerpiemy profity, to jest to reklama..a skoro jest to reklama, to nie każdemu musi się podobać. No, a skoro żyjemy w wolnym kraju, to możemy wyrazić opinię na ten temat. Pani Marlena nie cierpi hejterów, a sama jest jednym z nich. Szykanuje ludzi na forum publicznym, poniekąd ubliża im mówiąc,że są szarą masą, niedouczeni, że może nie skonczyli LO itp. Przykładów jest wiele. Nie można na litość boską żyć ciągle z przekonaniem o własnej wyższości i nieomylności. Z całym szacunkiem do mamy Makówek, ale teraz to wygląda na wspólną nagonkę blogową na Crazy J&Z, na hejtowanie i wyśmiewanie czytelników, którym coś się w tym blogu nie podoba. Bo jakim to prawem. Eh, bez sensu. Do Pani Marleny i tak nic nie dotrze. Ona i jej mąż utwierdzą się tylko w przekonaniu,że robią dobrze. Gratuluję podniesienia statystyk.
Moja córka ma 11 lat i uwielbia kiedy o niej piszę 😉
Młodsza jeszcze nie kojarzy, ale nie sadzę, że będzie z tego powodu cierpieć w przyszłości.
Trzeba mieć dystans do życia i optymistycznie patrzeć na świat i ludzi, bo inaczej zwariujemy 😉
Pani Marlena nie zrozumiała niestety artykułu. poczuła się bardzo urażona, co widać we wszystkich jej komentarzach, co potwierdziło się w ogromnym poście o hejterach, a co przeczy jej zapewnieniom o poczuciu własnej wartości. tak! Pani Marlena, choć nie czuje potrzeby hejtowania, shejtowała wszystkich, którzy nie mają takiego jak ona (identycznego!) zdania. napisała okropny, ziejący pogardą post. żenujący. odpowiedziała na argumenty, które nie pojawiły się w artykule, odwracając kota ogonem. nikt nie napisał przecież, że jej dzieci są zastraszone i nieszczęśliwe, myślę, że nikomu to do głowy nawet nie przyszło. Pod postem komentarze, z oklaskami i achami- czy Ci ludzie przeczytali w ogóle artykuł? czy naprawdę można wcisnąć dorosłym ludziom dowolny kit??
Pani Marlena pisze właściwie wprost, że liczy się dla niej tylko przyklaskiwaniem z przytupem, krytyka żadna nie wchodzi w rachubę, nawet sławetne „było lepiej”. pisze, że nie obchodzi jej zdanie „fana”, liczy się tylko pochlebstwo, i… ludzie jej klaszczą! i schlebiają. „kocham cię” „jesteś boska” „jesteś najlepsza”…czy oni naprawdę nie mają szacunku do samych siebie??
bo pani Makóweczka jest świetnym manipulatorem. potrafi obrócić kota ogonem i większość nawet się nie zorientuje. ona ma tego świadomość, więc nieustannie to wykorzystuje. pluje na swych czytelników a oni mówią ze deszcz pada;)
Makóweczka to pusta nimfomanka i narcyz, zaczęło się od bloga o dzieciach a skończyło na pokazywaniu samej siebie. To prosta dziewucha która potrzebuje poklasku, to dziewczę przecież cały swój wolny czas spędza z nosem w necie ewentualnie z aparatem na ulicy. Gdzie miejsce na prawdziwy czas z dziećmi bez podglądaczy? Gdzie teatr, jakieś ciekawe warsztaty? Próbuje co prawda poprawić swój wizerunek polecając książki dla dzieci ale to tylko usilna próba bycia kim nie jest. Głupiutkie to takie, nie ma co strzępić jeżyka bo i tak nie pojmie.
znam mamę makówek z czasów, gdy próbowała się przebić na zwykłych forach – jej metoda – pojechać po każdym na maxa i wszędzie, Dziewczyny dość szybko znienawidziły ją, bo to była panna pod hasłem – rację mam tylko ja i basta – bez względu na to jakie głupoty wygadywała. A teraz najciekawsze – statystyki są do zmanipulowania – czy Wy wiecie, że lajki można kupić? I że takie prawdziwe lajki owocują sporą ilością komentarzy na poziomie minimum 5% ilości polubień funpage co oznacza, że przy tych rzekomo prawdziwych prawie 9 tys. lajków pani makóweczka powinna mieć średnio około 450 komentarzy pod wpisami. A ma 10, czasem 20 , więcej gdy jest coś do wygrania ale też góra 100). Nikogo to nie dziwi? Powinno głównie tych, którzy inwestują pieniądze w reklamę u niej.
Bardzo fajny blog a i temat poruszony w tym poście dość ważny ale po co ta nagonka na mame Makóweczek? to tylko psuje atmosfere. Pozdrawiam Ola
Olu, masz rację. My także mamy nadzieję, że dyskusja wróci do głównego tematu, bo to nie jest post o osobie, tylko o pewnym zjawisku/problemie. Prowadzimy jednak blog otwarty na dialog, nie usuwamy komentarzy, gdyż byłaby to manipulacja a nie prawdziwa dyskusja. Pozdrawiamy serdecznie.
Myślę,że nie byłoby żadnej nagonki, gdyby Pani Marlena potrafiła zachować odrobinę kultury w rozmowie na fb, nie obrażałaby wszystkich dokoła itp. Sama wywołała wilka z lasu, pokazując brak klasy, dystansu i dojrzałości. A co najciekawsze, jest masa innych gorszych blogów. Inne blogerki jednak nie zachowały się tak niedojrzale.
Murem za nią stanęły tylko „koleżanki z branży” które niestety są głównymi komentatorami jej postów i największymi jej klakierami 😉 a prawdziwą klasę pokazały dziewczyny z Crazy JZ nie dając się sprowokować ani jednej prowokacji. Tak trzymać!!!
to prawda, mimo, że pani Marlena pewnie za radą kogoś z boku, wykasowała swoje prymitywne komentarze to i tak sporo osób zdążyło je przeczytać o otworzyć szeroko oczy ze zdziwienia. Że jak to ta słodka mama w rzeczywistości jest taką hipokrytką? Czytałam jej bloga i na początku nawet mi się podobał, myślałam, że z czasem rozwinie się w fajny blog o tym jak spędzać czas z dziećmi, jakie zabawy organizować, gdzie z nimi jeździć. A tu, ku mojemu zdziwieniu, zrobił się blog o wszystkich znajomych królika, o babci, o tacie, i koleżance. I już nie ma treści, jest tylko hasło – patrzcie i podziwiajcie, a mnie się akurat podziwiać odechciało. Bo dotarło do mnie, że tylko mi się zdawało, że to fajny blog fajnej mamy. I trochę sama na siebie jestem zła, że dałam się oszukać. I bardzo ale to bardzo irytuje mnie ton wypowiedzi pani Marleny w stylu – wiem lepiej a wszyscy są gorsi. Otóż nie Pani Marleno, wie Pani trochę i jest sporo lepszych i ciekawszych osób wokół Pani lecz skromniejszych lub inaczej, z wystarczającym poczuciem własnej wartości, nie muszących o tej własnej wartości głośno krzyczeć wszem i wobec, ciekawszych ludzi od Pani a po Pani ostatnich wpisach na FB na poziomie prawdziwego rynsztoka śmiem twierdzić, że jest Pani gdzieś na samym dole tej drabinki. Smutne. Ja w każdym razie już za udział w tej szopce dziękuję. A dla J&Z szacunek za to, że nie zeszły do poziomu podyktowanego przez Panią Marlenkę.
To są jakieś gorsze blogi? Inne, to się zgodzę, mniej popularne- też prawda. Ale gorsze? To stwierdzenie mi się nie podoba, bo praktycznie każdy blog ma swoich czytelników, a nie każdy bloger umie lub chce się przebić.
J&Z rzeczywiście zachowały poziom. Ale wypowiedzi i komentarze pod postem zeszły z głównego tematu. Na początku w temacie, a potem nagonka na Mamę Makową. Czytam jej blog i mi się podoba, to o czym piszecie nie czytałam, ale opanujcie się trochę, bo tu znalazłyście sobie miejsce na zjadliwe komentarze, a to nie tak powinno być. Nie podoba Wam się to i owo to piszciedo niej, a nie tutaj. A jak usunie, no cóż, jej sprawa, ale na pewno przeczyta. Brzydzę się takim obmawianiem, po prostu brzydzę.
Sęk w tym,ze nie przeczyta,nie zrozumie,nie wyciagnie wnioskow.
z tym kupowaniem lajków to nie wiedziałam ale coś mi faktycznie nie grało, tyle lajków a komentarze w kółko od kilkunastu osób, gdzie te tysiące? Już teraz rozumiem. I o dziwo nawet na allegro można te lajki kupić. Totalnie w stylu makoweczkowym. czyli ZA WSZELKĄ CENĘ. Ale jakie to nieuczciwie, nieładnie.
pani Marlena owszem odpisuje na krytykę wysłaną na jej bloga ale w prywatnej odpowiedzi ziejąc ogniem, niegrzecznie i obcesowo a na swoim blogu dalej dba o swój słodko pierdzący wizerunek. Taka wtopa jak jest wpisy na FB pokazują jednak, że nie umie zapanować nad swoją prawdziwą, prymitywną naturą. Żal.
słodko – pierdzący wizerunek, dobre ale pasuje jak ulał 😀
HALO HALO! Prosimy, pamiętajcie o głównym temacie dyskusji!
Wymknęła się trochę dyskusja na inne tory, przepraszamy, ale niektórzy sami do tego prowokują. Można zakończyć tak, co za dużo to niezdrowo. Warto pisać bloga, bo fajnie się to czyta, ale trzeba mieć umiar we wszystkim. I znaleźć takie rozwiązanie, które będzie odpowiednie dla dzieci.
Dziękujemy. Bardzo trafna puenta.
Ależ dyskusja! O Makówach nie dyskutuję, bo nie czytam, aczkolwiek raz kliknęłam w jej aukcje allegro i zdębiałam – „ciuchy po najlepiej ubranych dzieciakach z PL”. Serio???? Ale miał być EOT 😉
Dzięki za przypomnienie, że dziecko to nie podmiot bloga, ani nawet jego przedmiot. Kiedyś myślałam, czy nie prowadzić parentingowego bloga… Ale zdałam sobie sprawę, że mam już w domu, jeszcze małego, ale już… ucznia. Który, przy najlepszych wiatrach za dwa lata zasiądzie przy kompie, jak i jego koledzy. I być może będzie zły na mnie, i na to, że pokazuję go w sieci. Mam jeszcze krótką chwilę, by się nim pochwalić, bo jest najfajniejszym dzieciakiem w PL, tak jak i jego dwaj bracia (HEHE).. niech ta chwila trwa, choć już wiem, że koniec jego fot na blogu jest bliski.
Świetny post, jak zawsze w sedno.
Serio serio 🙂 Ktoś już pisał, że nimfomanka 😉 Polecam zerknąć na jej blog i „gustowne” kreacje paryskie oraz opis jej podróży do tegoż. Durniej się chyba nie dało. Być w Paryżu i nie być jednocześnie, bo to jak spędziła czas tylko świadczy o tym, jaka jest. Być w Paryżu i gnać do McDonalda i Disneylandu, błagam. Ale chociaż dzieci nie pokazywała a swoją remizową stylizację w stylu, skarpetki – baletki itp.
A lajki kupione to kwintesencja!
Jest cała masa blogów opisujących dzieci (często poruszających bardziej intymne kwestie niż przywoływane tutaj makówki). Tyle, że czyta je niewiele osób. A mogę się założyć, że każda z publikujących mam z chęcią przygarnęłaby te kilkadziesiąt tysięcy odwiedzających. Zresztą bardzo różni się publikowanie zdjęć i opowieści o dzieciach na blogu od publikowania ich na portalu społecznościowym? Codziennie oglądam fotki i czytam opowieści o pierwszych ząbkach kupach i innych pierdołach dzieci znajomych. Więc całe pokolenie dzieciaków może mieć z tego powodu traumę za kilka lat. Może być też wręcz odwrotnie – „jak to, twoja mama nie pisała o tobie bloga? Nie kochała cię?” 😀
Nie rozumiem kompletnie emocji wokół tego jednego bloga. Całkiem ładne dzieci, nieźle ubrane, przyzwoite zdjęcia i trochę opisów z życia, bez wpadania w nadmierny zachwyt nad szeroko rozumianym macierzyństwem. Nie do końca mój klimat, wolę inne blogi (np. ten 🙂 ). Ale do głowy by mi nie przyszło pisać, że autorka jest nimfomanką, tandetnie ubraną i że krzywdzi swoje dzieci. Nie dziwię się kobicie, że z automatu kasuje takie komentarze. Bo raczej z konstruktywną krytyką nie mają wiele wspólnego.
I co z blogami o chorych dzieciach? Albo o chorych matkach? Jednym z najlepszych blogów jakie miałam zaszczyt czytać, był blog Chustki. Nikt piękniej moim zdaniem nie potrafił opisać miłości, odpowiedzialności, macierzyństwa. Też skrzywdziła tymi opisami prawdziwego życia swojego syna?
A co z Matką Sanepid, jednym z moich ulubionych blogów? Dziewczyna też opisuje tam prawdziwe życie (np. jak młodsza córka zjadła zawartość kociej kuwety). Też funduje dzieciom traumę?
Powinny istnieć tylko blogi parentingowe sprowadzające dzieci do roli manekinów?
Takie wykorzystanie dzieci nie jest krzywdzące?
Jest to na pewno bardzo poważny problem. I każda z blogujących matek powinna poważnie przemyśleć wszystkie za i przeciw.
Szkoda, że w komentarzach zostało wszystko sprowadzone do krytykowania jednej matki i jednego bloga, a nie do dyskusji nad całym zjawiskiem i możliwymi konsekwencjami.
Magdo, dziękujemy za ten komentarz. Bardzo na temat 🙂 Zadałaś kilka istotnych pytań. Pozwolimy sobie odpowiedzieć na kilka z nich.
1. Publikowanie zdjęć swoich dzieci oraz „opowieści” o nich na profilu społecznościowym, do którego dostęp mają wyłącznie (!) nasi znajomi, to zupełnie inna sprawa niż publikacja na otwartym blogu do którego dostęp mają wszyscy którzy mają na to ochotę. Tu ZNASZ publiczność, wiesz dokładnie kto to czyta i zgadzasz się na to świadomie.. Opowiadasz historię w gronie znajomych. Na blogu nie masz tej kontroli. Każdy dzień, każda emocja, każde ważne wydarzenie z życia twojego dziecka idzie w świat, bez kontroli.
2. Co do „emocji wokół tego konkretnego bloga”. Jest to dla nas również pewien zaskakujący fenomen, choć da się go łatwo wytłumaczyć. Z tego co się zdołałyśmy zorientować Pani prowadząca wspominanego bloga budzi wśród ogromnej rzeszy ludzi bardzo negatywne emocje. Tłumione dotąd emocje stąd taki „wybuch”. Powody okazują się być różne, ale trzy są chyba najważniejsze: a) brak możliwość podejmowania dyskusji/dialogu na jej blogu ze względu na „brak akceptacji komentarzy” – a zatem moderacja blogu w rozumieniu – manipulacja, b) niezbyt roztropne i mało grzeczne komentarze z jej strony w stosunku do osób próbujących podjąć jakikolwiek dialog w miejscu bardziej neutralnym/poza jej blogiem. Agresja zamiast rozmowy. Takie podejście jest bardzo źle odbierane i budzi zrozumiałą niechęć. c) brak rozróżnienia pomiędzy konstruktywną krytyką a „hejtowaniem”. Tego chyba nie musimy tłumaczyć.
3. Blogi o „chorych matkach” lub „chorych dzieciach” to zupełnie inna historia. Są to szczególne sytuacje, takie osoby mają zupełnie inne motywy. W większości przypadków to rodzaj autoterapii. Jest ona potrzebna tym osobom, a z drugiej strony ich historie dają siłę, motywację i nadzieje ludziom w podobnych sytuacjach. Czegoś takiego absolutnie nie można porównywać do blogów lifestyliowych.
4. Blog parentingowy jest czymś szczególnym ze względu na możliwe zagrożenia. Sprowadzenie dzieci roli do modeli czy statystów wydaje się być optymalnym rozwiązaniem. A więc rola manekinów? Tak. Oni swoje prawdziwe role grają w życiu pozainternetowym. Tu są tylko tłem do omawianych tematów. Życiowych, modowych i parentingowych.
Pozdrawiamy serdecznie, Crazy J&Z 🙂
Tak to kwintesencja – dobre podsumowanie. Makóweczki są blogiem specyficznym bo po pierwsze prowadząca chce być na siłę wszędzie i zawsze, wyskakuje nam z lodówki a jednocześnie akceptuje tylko zachwyt nad swoją osobą i nie dopuszcza myśli, że wystawiając się na tak szeroki odbiór może zwyczajnie budzić też znaczną antypatię. Nie z zazdrości a dlatego, że nie wszyscy uważają, że jej styl życia jest fajny. Tak się nie da ale pani Marlena tego nie rozumie. Może na swoim blogu monitorować zapisy – komentarze ale blogowanie to szerszy świat, obecność w innych miejscach pośrednio także. Ponadto słusznie ktoś zauważył, że w białych rękawiczkach obraża swoich czytelników, traktuje ich jak plebs a siebie jak samozwańczą królową. Ja daleko jestem od nazywania jej nimfomanką itp. bo jej nie znam ale po przeczytaniu kilku wpisów z jej bloga wyłania mi się obraz bardzo nieciekawej, płytkiej osoby ale jednocześnie świetnego manipulatora. Unikam takich ludzi bo są nieszczerzy i fałszywi dlatego ja już bloga więcej nie odwiedzę – nie mój plastikowy świat. Natomiast ta Pani będzie prawdopodobnie budziła kontrowersje zawsze jak Doda itp. I tu ilość nie przekłada się na jakość niestety dla tej Pani.
Mnie tylko bawi taka pewność siebie połączona z zadufaniem. Otóż będę bezczelna,ale zacytuję komentarz mamy Makówki, z jej prywatnego profilu. Z przed zaledwie kilkudziesięciu minut. Akademia Twórczego Rozwoju Dziecka Bebe w naszym mieście ogłosiła akcję tydzien za 5taka, gdzie można wykupić zajęcia dla dziecka za 5zł i wypróbować. Oto co napisała pani Marlena:”W tym tygodniu chodzimy do Bebe za 5-taka 🙂 …
Makoweczki.pl będą większą atrakcją niż same zajęcia 😉 ” Czy nie jest to przykre??? Skąd takie podejście?Robienie z siebie celebrytów!?
Ja nie o Makóweczkach – dotąd ich nie znałam;)
Ten artykuł wzbudził we mnie ogromnie dużo emocji (choć wszystkie inne też mnie pasjonowały – to nie aż tak bardzo;) bo sama prowadzę maleńkiego bloga o mojej Watasze. A rzecz w tym, że jesteśmy rodziną zastępczą… Prywatność naszych dzieci i to, czy „cały świat” musi koniecznie wiedzieć, że nie są naszymi biologicznymi dziećmi jest tematem rzeką… Oczywiście staram się nie ujawniać w sieci naszych danych, używam pseudonimów i nie umieszczam raczej aktualnych zdjęć najstarszej dwójki, która już chodzi do szkoły. Liczę się też z tym, że kiedy ich rówieśnicy zaczną korzystać z Internetu, to zamknę naszą stronę. Nie piszę o krępujących rzeczach „codziennych”. Ale … Spotkałam się już z opinią, że nasz blog to mój „ekshibicjonizm emocjonalny”. Poza tym można się z niego naprawdę wiele dowiedzieć strasznych faktów z przeszłości naszych wilcząt. Piszę też o ich chorobach, „nawet przewlekłych” – jak to zostało napisane w artykule…
Czy tłumaczy mnie to, że moim celem jest upowszechnianie idei rodzicielstwa zastępczego? Chciałabym, żeby ludzie wiedzieli, że rodzicielstwo zastępcze może być tak samo cudowne jak biologiczne. Wiele znajomych rodzin zastępczych pisze, że zaglądanie na naszego bloga jest dla nich pocieszające, daje im wsparcie. Lubię pokazywać, ile moje dzieci potrafią, ile osiągnęły. Nasz blog ma tyciusieńki zasięg – tak naprawdę większość z nas ma więcej znajomych na FB, niż my „odwiedzających”.
Och sama już nie wiem… straszne mam teraz rozterki – czy to jest nadużycie wobec moich dzieci? Przed taką samą decyzją staję zawsze, kiedy mam wyjaśnić np u lekarza, dlaczego noszą inne nazwisko niż my, albo dlaczego nasz synek ma inny kolor skóry niż my. Myślę sobie, że żyjąc z faktem „nie jesteśmy rodziną biologiczną” na co dzień, wszyscy już to na wskroś zaakceptowaliśmy. Liczę na to, że dla nikogo z nas nie będzie to nigdy fakt krępujący, konieczny do zatajenia. Ale nie jestem tego pewna.
Pingback: Crazy J&Z
Nie mam zamiaru hejtować bloga makóweczek, to w zasadzie był jedyny blog, na który wchodziłam regularnie i czytałam każdy post. Pewnie jak wszystkich, na poczatku urzekły mnie piękne zdjęcia dzieciaczków, ich ubranek i gadżetów. Jak dla mnie ten blog mógłby istnieć z samymi zdjęciami, gdyż wszelkie dodatki tekstowe obnażają poziom autorki bloga oraz jej brak szacunku do czytelnika. Ponieważ z biegiem czasu wszystkie zdjęcia zaczynają się wydawać takie same, wszak widać na nich wciąż te same dzieci, zaczyna się ten blog nudzić. Więc czytasz treści, które są straszną grafomanią i pisane ewidentnie pod publikę. Kiedyś mama, a obecnie tata Marleny jest chory, zatem ma zapas tematów na kilka miesięcy naprzód „z głowy”. Wybaczcie mi, ale czy ktoś nie przyzna mi racji, że tak to właśnie wygląda… A tekst dotyczący śmierci Ani Przybylskiej, z którego dudniła podwójna hipokryzja (Marlena szybko zrozumiała swój błąd, zatem pewnie post już zniknął), sprawił, że opuściłam ten blog na zawsze, ponieważ nie lubię, gdy ktoś robi ze mnie idiotkę.